Witajcie kochane
Tęskniłam.
Nie było mnie przez weekend,bo w piątek wyjechałam. Ale jestem już w domu.
Obawiałam się trochę tego wyjazdu, ponieważ wiedziałam, że będę miała na każdym kroku styczność z jedzeniem.. Chipsy, ciastka, paluszki.. Tyle propozycji..poczęstowań. Jeszcze przed wyjazdem myślałam o tym, że nie dam rady. Byłam już prawie pewna , że zakończy się to jednym wielkim kryzysem; a myśl, że stracę po raz kolejny to co ostatnio udało mi się osiągnąć, wręcz mnie przerażała.
Jednak mam dla Was dobrą wiadomość! Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że jestem z siebie dumna.:') Udało mi się kilkadziesiąt razy najzwyczajniej powiedzieć te proste a zarazem trudne momentami słowa
"nie dziękuję".
W
piątek z tego co pamiętam mój bilans prezentował się prawie identycznie jak w czwartek.To samo na obiad i śniadanie..I nic szczególnego co zapamiętałam poza tym.
W
sobotę na śniadanie zjadłam 1 kawałek zwykłego chleba. Jedna połówka z chudą szynką a drugą z kremem czekoladowym podobnym do nutelli, by w ciągu dnia nie kusiły mnie już te wszystkie słodycze..
Za to na obiad zjadłam miseczkę zupy pomidorowej z makaronem i kawałkiem jakiegoś chudego mięska w środku-więc sądzę, że nie był to najgorszy posiłek, tym bardziej, że nie miałam żadnego wpływu ani wyboru na to co będę miała do zjedzenia. Jedyne co przekąsiłam w ciągu dnia to może kilka chrupek kukurydzianych, pół mandarynki i pół jakiegoś okrągłego ciasteczka. Jednak nie miałam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia,bo cały dzień byłam w ruchu. Zresztą nie mogę też przesadzać..
A w
niedzielę na śniadanko 1 jogurt "gratka truskawkowa" i kilka chrupek kukurydzianych. A na obiad miseczka kremu z dyni, (który uwielbiam) oraz kurczak a'la dewolaj jednak wersja bez sera czy grzybków.
Otóż wczorajszy bilans tak jak widzicie mógł wypaść trochę większy.. Lecz co może Was odrobinę zaskoczyć -było to zamierzone.
Od wczoraj zaczęłam stopniowo zwiększać kaloryczność posiłków. Mam zamiar zacząć jeść inaczej-bardziej zdrowo. Chce poprawić swój metabolizm i przy tym wszystkim trzymać wagę w miejscu. Nie czuć ciągłego uczucia głodu.
Dzisiejszy
poniedziałkowy bilans przedstawia się następująco:
Śniadanie: kaszka manna bananowa
Przepis (wersja z 1/2 mleka na 1/2 wody oraz z bananem lekko rozdrobnionym zamiast na "miazgę" + odrobina zimnego mleka bo wyszła dla mnie zbyt gęsta)-191 kcal
II Śniadanie: mandarynka - 27 kcal
Obiad:1 dewolaj z kurczaka (zostały jeszcze z wczoraj więc wyszedł obiad na 2 dni) - nie wiem ile kcal.. 300-400 może
Przekąski: 2 małe pomidorki koktajlowe - 7 kcal
Razem: ok. 625kcal
Dziś nie chodzę głodna i dobrze się z tym czuję:) Jutro dalej będę szła ku zdrowemu stylowi życia..Powolutku bez pośpiechu. Co o tym wszystkim myślicie? Z niecierpliwością czekam na Wasze komentarze i opinie!
Już niebawem znów się odezwę Papa:*